9/17/2014

O przyjaźniach i nie tylko.

Hej!

Minął prawie rok od ostatniego wpisu z jakąkolwiek dłuższą treścią. Czy coś się u mnie zmieniło od tego czasu? Z jednej strony dużo, z drugiej w zasadzie niewiele. Kilka osób ubyło, ale to wcześniej, choć mniej więcej w tym okresie. Kilka też przybyło, choć nie potrafię określić na jakich, hm..miejscach? stanowiskach? żeby nie powiedzieć "pozycjach", obecnie się znajdują.

Pierwszy rok chemii zaliczony. Jest ciekawie, być może będę czasem pisała o uczelni, zajęciach, może całkiem przypadkiem zajrzy tu ktoś kogo interesuje, co może go spotkać na chemicznych studiach. A łatwo nie jest :)
Mimo to polecam.

Nawet nie wiem jakimi słowami mogę ten rok podsumować. We mnie samej myślę, że nie zmieniło się zbyt wiele. Może podejście do kilku spraw, kwestia ufania ludziom, znajomym i całkiem obcym. Ustanowienie jakiejkolwiek hierarchii wśród ludzi, nie każdy z kim pije się wódkę jest przyjacielem, ot co. Patrząc z perspektywy czasu to chyba prócz imprez nie wiele mnie z tymi ludźmi łączyło.
Generalnie temat przyjaźni jest dosyć ciężki. W różnym wieku jest inaczej rozpatrywany. Te kilkanaście lat temu przyjacielem był każdy kto tylko chciał się podzielić swoim wiaderkiem czy łopatką. Później w podstawówce przyjaciółmi były dzieciaki z którymi wracało się ze szkoły, siedziało w ławce czy biegało po podwórku. W gimnazjum z kolei, nie ukrywajmy, ale każdy miał jakieś chore pragnienie popularności, jedni to okazywali robiąc z siebie "dusze towarzystwa", inni niby byli outsiderami, ale podświadomie był to sposób na zwrócenie na siebie uwagi, co z resztą kończyło się marnie. A szkoła średnia to już inna bajka, ponoć tutaj zawiązują się już te bardziej świdome relacje, z wyboru. Sezon imprez, osiemnastek, tworzą się grupki, następnie spotykamy się też poza imprezami i wszystko się klei i gra, jest super, jest ekipa jest mega fun. Wszyscy tacy "szaleni" i tak bardzo "yolo". Słyszę jak lecą na mnie gromy, że nie, że to przecież takie spontaniczne. Kupa, a nie spontaniczne, jeżeli większość tych supermegaleojoł przyjaźni i paczek rozpada się po ukończeniu szkoły.
Chyba, że postanawiasz zamieszkać ze swoim przyjacielem z liceum w jednym mieszkaniu, albo- o zgrozo, pokoju w czasie studiów. Wówczas wasza znajomość trwa rok dłużej, tylko mam wrażenie że do przyjaźni to już jej daleko. Nie powiem, znam ludzi, którzy trzymali się razem w szkole średniej i też dobrze im się mieszkało, ale częściej bywa tak, że znajomości po tym roku się rozpadają. Takie to przykre. : ) Widzicie się na ulicy, czy to pod blokiem, w którym znajduje się wasze wspólne mieszkanie, czy w rodzinnej miejscowości - mijacie się bez słowa, zupełnie jak nieznajomi, ciekawe, prawda?
Pomijam temat przyjaźni damsko-męskiej, bo w sumie nie wiele mogę o tym powiedzieć, jak można mówić o czymś o czym nie ma się pojęcia?
A, zapomniałabym, przecież przyjaźnie to nie tylko szkoła. Wyjazdy, wakacje. Podobnie jak w liceum, tworzy się ekipa jest yolo i fun. Masa obietnic "spotkamy się za rok" - kontakt urywa się po miesiącu, jeżeli oczywiście dobrze pójdzie, ale żeby nie generalizować są wjątki, prawda Katarzyno?
Jeżeli ktoś się nie orientuje to z Kasią poznałyśmy sie na obozie w 2011 roku, kontkat trwa do dziś, w miarę możlwiości spotykamy się co jakiś czas, wiemy co się dzieje i bardzo rzadko zdarza się, że nie mamy dla siebie czasu. : )

Ot, miało być krótko i o niczym jak zawsze, a wyszła jakaś moja dziwna refleksja o 1 w nocy.
Taki tam lajtowy, spontaniczny, tragiczny stylistycznie wywodzik. Nie wiem czy komuś się to przyda, czy ktoś dobrnie do końca - nieważne. Miałam jakąś dziwną potrzebę pisania i to z jakimś mniejszym, lub większym sensem.
I uprzedzam! to będzie się powtarzać. :)

Trzymać się.

H.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz