6/30/2013

Za oknem cisza, najcichsza jaką znam. Taka przed burzą ,co zrywa dach.









Hej!
Na początku chciałam przeprosić za niedodawanie postów przez około tydzień, ale niestety pojawiły się sytuacje, które wzięły górę nad pracą nad blogiem i innego rodzaju zajęciami. Za to dzisiaj baaardzoo długa notka (mam nadzieję!) i szczegółowy opis wszystkiego.

No poniżej kilka zdjęć z podróży do Kalisza. A tak ogólnie to było fajnie pomimo małych zgrzytów na samym początku. Pogoda była cudowna. Ciepło, słoneczko itp. itd. Ale ostatnie trzy dni to było totalne załamanie. Biorąc pod uwagę, że nigdzie nie chciało nam się wyłazić i gniłyśmy w  domu przed kompem albo oglądałyśmy filmy to tryb życia niczym glonojad. Ja zamiast oglądać oczywiście przespałam połowę filmów i nawet kawa nic mi nie dała. Pogoda też nam nie sprzyjała. Zamiast być pięknie, ładnie to padało. Było zimno jak cholera i ograniczałyśmy się jedynie do koniecznego. To znaczy umyć się, ubrać, zjeść obiad, wyjść z psem i włączyć komputer lub telewizor. Nienawidzę takich dni. Tylko iść spać i przeczekać to wszystko. 





Niestety musiał nadejść dzień powrotu do domu ze względu na remont i na odebranie wyników z matur. Miałyśmy iść spać wcześnie a ja wcześniej miałam się ogarnąć. No właśnie miałam bo nic z tego nie wyszło. Daniel i Dawid siedzieli tak długo, że zanim się ogarnęłam to poszłam spać po północy. Budzik o czwartej nad ranem brzmi obiecująco. Jak się położyłyśmy to nie mogłyśmy zasnąć. Ironia losu. No my przynajmniej próbowałyśmy, bo Daniel nie spał. Stwierdził, że jeżeli chce mnie odprowadzić to nie opłaca mu się spać. O czwartej wyglądał jak zombi. Naprawdę!

Myślałam, że prześpię się trochę w busie. A skąd! Cały wypełniony. Zaro warunków do spania. Potem nareszcie Wawa. Śniadanko zjedzone w podziemiach i można wracać. Miałam jednak jechać od razu na małe zakupy, ale nie chciało mi się czekać. Wolałam siedzieć na Centralnym, czytać książkę, zjeść jabłko i 40 minut zleciało dość szybko.  



22 godziny bez snu to było coś. Jak wróciłam do domu pierwsze co to położyłam się do łóżka. I co z tego skoro nie mogłam zasnąć -.- Światło, ruch i głupie dopytywanie się babci czy śpię jak już zapadałam w półsen. No ale nic to. Następny dzień - piątek. Chciałam się wyspać, ale nie. 9:00 telefon. Dziadek -.- Czy mam już wyniki. Dobra doceniam to, że się pyta, martwi itp. Ale cholera o 9 rano! Może to dziwnie brzmi, ale wtedy po tym całym niewyspaniu to był dla mnie środek nocy. No potem już nie mogłam zasnąć i jednak trzeba było doprowadzić się do porządku. 





Pojechałam, odebrałam wyniki i nawet nie jest tak źle. Ogólnie liczyłam na niższe wyniki. I chyba moje szanse dostania się na politechnikę rosną. Zwłaszcza, że najbardziej bałam się matmy rozszerzonej a poszła mi równie dobrze tak jak geografia :)
Potem zabrałam samochód i pojechałam po wałki, folie, farby. Malowanie czas zacząć! Pojawiłam się w domu i stwierdziłam, że tego samego dnia wybiorę się na "mini" zakupy. Nie chciałam rozwalać sobie całego sobotniego ranka, gdy i tak tamten dzień był i tak czy siak na dobre rozwalony. Zapowiadam za jakiś czas, pewnie krótki, bo ostatnio brakuje mi pomysłów na posty, zdobycze przecenowe i nie tylko. W każdym razie miałam skończyć z zakupami, ale wyszło inaczej. Znaczy jak zwykle. 


Sobota zaczęła się dla mnie pracowicie, bo musiałam zrobić przelewy na studia i malowanie. Warto było jednak wstać rano bo do 12 wszystko było zrobione. Łącznie z posprzątaniem wszystkiego. Potem M♥ pojawiła się u mnie. Siedziałyśmy praktycznie całe popołudnie i objadałyśmy się pralinami na naszej pseudo diecie. Najpierw miałyśmy się opalać, potem pojechać na rower ale ostatecznie wyszło, że zrobiłyśmy ciasto. Dość szybkie. Właśnie dzisiaj robię drugą porcje. 


Przepis na to cudo, które znika w mgnieniu oka tutaj :) Potem M. mnie zostawiłam, a ja wieczorem szperałam po kompie, rozpakowałam walizkę, co nie udawało mi się od dwóch dni. Dzisiaj siedzę i nic szczególnego nie robię. Piszę posta od samego rana. Trochę poprasowałam, zjadłam obiad, upiekłam ciasto i tyle. Nie lubię takich dni. Są piekielnie nudne. Chyba obejrzę "Sex w Wielkim Mieście" na poprawę humoru. 

Od momentu, w którym opuściłam Magdę i Kalisz nie minął nawet jeszcze tydzień, a ja już tęsknie za nic nie robieniem, leżeniem pod kołdrą do nie wiadomo której godziny, jedzeniem w nocy zupek chińskich i pierogów z truskawkami, prześladowaniem Magdy różową koszulą i chill'em na balkonie z chłopakami. Mam nadzieję, a co najważniejsze chyba jeszcze raz wrócę tam w tym roku. W te wakacje, może w lipcu, jakoś pod koniec. Magda szykuj się :)

A teraz kilka przypadkowych zdjęć z Kalisza. Takie mini wspomnienia. 
A zapomniałam o najważniejszym! W związku z rozpoczęciem pracy nad projektem zrobiłam Magdzie sesję. Efekty mojej pracy z nią i Samantą już niedługo. Na pewno! Tym razem postaram się nie zawalić.

Cass.





6/24/2013

Yeah you wanna find love then you know where the city is






Don’t call it a fight when you know it’s a war.
With nothing but your t-shirt on.
And go sit on the bed ’cause I know that you want to.
You got pretty eyes, but i know you’re wrong.
And don’t call it a spade if it isn’t a spade.
And go lie on the floor if you want.
The first bit of advice that you gave me that I liked was they’re too strong, too strong.
Get in the shower if it all goes wrong.









Dawno tego nie robiłam, ale nie mając zupełnego pomysłu na posta zdecydowałam, że podzielę się z Wami tym czego słucham lub słuchałam przez ostatnie tygodnie.



No a u mnie co? u mnie nic. Siedzimy i się nudzimy. Opalamy, plażujemy, wylegujemy. Wszystko w normalnym porządku. Tak jak powinno być. A i muzyka dotrzymuje nam towarzystwa.




Cass.






6/22/2013

Inspirations.

Już lato pełną parą a ja jadę podbijać Kalisz. Zakupy poczynione (efekty później jak znowu się zbierze wielka kupa rzeczy) więc pozostało tylko kilka nietrudnych do zrobienia rzeczy. A to m.in. spanie, opalanie, wstawanie na śniadanio-obiad i cieszenie się życiem.

To ostatnie mam zamiar zrealizować w stu procentach. Ładne słonko za oknem, brak chmur, kostium kupiony więc można zabrać koc i powędrować na najbliższy trawnik, rozłożyć koc i podziwiać świat spod źdźbła trawy.

A teraz typowo letnie inspiracje, które przypominają mi za co kocham lato, co się wydarzyło kilka lat temu mniej więcej w tym samym okresie i co może jeszcze mnie czekać. :)

I specjalnie dla naszej czytelniczki. Konto na ask.fm założone. Zarejestrowane na mnie, ale Honorata też ma do niego dostęp.
http://ask.fm/ihavenoideacass

Cass.
































6/20/2013

Żeby z Tobą być whisky będę pić bez coli.






Żeby z Tobą być nauczę się twych szczególnych znaków. Chcesz? Zbombarduję Kraków. Ogolę się na łyso. Przestanę biec ku szczytom. Whisky będę pić bez coli. Żeby z Tobą być, być znowu w twoim typie. Być twą tapetą na pulpicie. Żeby z Tobą być skoczę do wody z mostu w Pile. Całuje oczy twe markotne. Bądź ze mną a zobaczysz, padnę Ci do stóp. Lecz czy zdołasz mi wybaczyć






Pakowanie idzie pełną parą ale jestem w przysłowiowej dupie, bo mam wrażenie ze walizka mi się nie dopnie :(
Chociaż jadę tylko na tydzień to i tak wezmę pełen arsenał rzeczy. Najgorsze jest to, że nie wiem jaka będzie dokładnie pogoda. Dlatego muszę wziąć rzeczy takie typowo letnie i trochę cieplejsze. Skoro jadę do przyjaciółki to mogę liczyć, że mi coś pożyczy, ale ja chyba wolę bardziej swoje rzeczy. Magda bez obrazy (bo wiem że pewnie ten post przeczytasz).

No pakowanie zakończone po całym dniu tak samo jak post. Zaraz spadam do znajomych w ramach kontynuacji fotoprojektu a potem tydzień przerwy. Ale nie od zdjęć tylko od monotonii siedzenia w domu i prowadzenia trybu życia tj. glonojad. 

Cass.





6/18/2013

Let's Play Birds




Już niedługo Kalisz a ja nie mogę się doczekać. Chociaż zawsze przed wyjazdem znajduję się najwięcej rzeczy do zrobienia i wszyscy chcą coś ode mnie wtedy gdy ja jestem w proszku bo walizka mi się nie dopina to mam jednak nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Chociaż znając moje szczęście to będzie jeszcze gorzej niż było dotychczas. A kolejnym problemem dla mojej walizki może być zmieniająca się pogoda i stos nowych rzeczy, które zamieszkały niedawno w mojej szafie. 



A no Honorata mi przypomniała, że miałyśmy zacząć szyć torby. No ogólnie zapomniałam o tym ale wkręciłam się w ten pomysł. Muszę tylko poznajdować materiały, ogarnąć maszynę do szycia i zaczynamy! Mam już kilka a właściwie kilkanaście pomysłów. Ciekawe czy dam rade to wszystko uszyć :D

Jutro jadę podbijać Warszawę a raczej centrum handlowe. Myślałam, że mam już wszystko a tu nagle pojawiło się kilka rzeczy bez których nie mogę się obejść. Czy ja się kiedykolwiek wyleczę z tej choroby?! No właśnie poniżej efekty mojej dolegliwości. Już chyba ostatnia porcja zdjęć jak na razie z tego cyklu. Przynajmniej mam tak myślę :)

Cass.